Dziś zrobiliśmy sobie dzień muzealny numer 2. Ponieważ kemping mamy tylko do 14, postanawiamy szybko wykorzystać karty na prysznic, zjeść coś i ruszyć w miasto. Kiedy faktycznie wyruszamy, jest coś koło 13, czy może nawet później. Trochę nam smutno, że to ostatni dzień. Mi się szczerze mówiąc nie chce wierzyć, że to już koniec. Ruszamy do centrum, drogę mamy już obcykaną (a nie jest wcale taka prosta). Rowery przypięliśmy w najruchliwszym prawie miejscu, do barierki, przy porcie kolo City Hall. Obok kołyszą się kutry rybackie, z których można kupić bezpośrednio ryby i krewetki. Nie wiem, czy to taki zabieg marketingowy, czy faktycznie są to świeżo złowione owoce morza. Wygląda to zachęcająco. Gdzie kupić ryby, jak nie u rybaka. Ja martwię się o rowery, w końcu zostają w centrum z sakwami, przypięte lichą zapinką z Tesco. Asia uspokaja “bedzie dobsz”. Zabieramy najcenniejsze rzeczy. Ten oto telefon i obiektyw i aparat. Asia każe teraz napisać, że mamy mieszane uczucia, że smutno wyjeżdżać. Z drugiej strony tęsknimy za Polską. Do muzeum Muncha chcemy dojechać metrem asia prowadzi i wygląda na to, że wie gdzie iść. Idziemy przez miasto. Ludzi zatrzęsienie na każdej ulicy. Przechadzają się wśród tej architektury i wygląda na to, że się im nie spieszy i są wyluzowani. Oczywiście mnóstwo turystów, ale muszą być przecież też i tubylcy. Ludzie przechodzą swobodnie na drugą stronę ulicy, światła, czerwone, czy zielone to tylko sugestie. Jedna dziewczyna obok mnie wlazła prawie pod autobus. Kierowca chyba był przyzwyczajony, bo nawet się nie skrzywił, tylko zrobił minę w stylu “a nie mówiłem?”. Mnóstwo ludzi ciemnoskórych i azjatów. Hindusi, afrykańczycy, niektórzy czarni jak kawa (bez mleka). Tramwaje i autobusy mają własny pas, rowery inny, wszystko jakoś jedzie i sobie nie przeszkadza mimo pozornego chaosu. Nie wiem, może tu nad nimi ktoś czuwa? w stylu Szwecji, gdzie podatki sięgają 60%, a państwo ingeruje w każdą sferę życia obywateli? Metro tutaj w Oslo ma 6 linii. Mniej niż w Moskwie, ale więcej niż u nas co?Do muzeum Muncha pasuje nam każda linia. W wagonikach są kosze na śmieci i przejścia, tak że wygląda to jak jeden długi wagon. Wysiadamy na stacji Tojen. Do muzeum jest stąd około 10 minut na piechotę. Oczywiście obchodzimy budynek dookoła zamiast pójść od razu do wejścia. W muzeum bramki, kamery I mnóstwo zabezpieczeń. Bilet skanuje się przy wejściu i dopiero wtedy bramka się otwiera. Krzyk I Madonnę (chyba, w każdym razie jedną z Madonn) ukradziono, ale po iluś latach znów można ja oglądać. Wracamy do centrum. Zauważyłem, że koło dworca kręci się sporo ćpunów. Jakichś takich wychudzonych młodych ludzi bladych jak ściana. Rowery są na miejscu, sakwy też. Ruszamy do muzeum Ibsena. Tam niestety okazuje się, że zwiedzanie samego mieszkania jest możliwe tylko z przewodnikiem (który przychodzi o równej godzinie - nie chcąc czekać…) Zadowalamy się ekspozycją dostępną dla każdego i ruszamy dalej. Asia jest trochę niepocieszona. Ja robię się strasznie głodny i zły. Po drodze zahaczamy o burgerkinga. Zjadam 2 hambuki “nice price” za 14 Nok. Nic w nich prawie nie ma. Mniam. Przypinamy znów rowery (3ci raz) i ruszamy zwiedzać City Hall, czyli ratusz. Wejście jest w dodatku za free. Rozkopane, na zewnątrz remont. Zza ogrodzenia słychać :”janek!, jaaaanek, wiesiek nooo!”. To widać polscy robotnicy tu pracują. Wnętrze robi wrażenie wielkością. Wygląda na to, że urzędnicy siedzą w tych 2 wieżach, a dół zajmuje kilka sal ogromnych rozmiarów. Każda sala ma na ścianach niesamowite malowidła. Naprawdę niesamowite, bo są ogromne, strasznie kolorowe i stylem przypominają komiks, czy może dziecięce rysunki. Nie mówię, że są brzydkie, po prostu nigdy nie widziałem czegoś takiego, w takim miejscu. Calość stylem nie przypomina mi niczego, co widziałem do tej pory. No może pałac kultury, ale jednak sporo detali w dużo lepszym guście. Zwłaszcza zdobienia drzwi, okien i meble. Tu wręczają pokojową nagrodę nobla. O 18 ratusz jest zamykany,więc musieliśmy się wynieść. Obok znajduje się parę sklepów z pamiątkami z Norwegii, w których kupiliśmy parę bibelotów. Ekspedientki sklepów rozmawiały po rosyjsku, na ulicy tez słychać różne języki, czasem też polski. Siadamy jeszcze raz na placu przed ratuszem i odpoczywamy. Ja wyciągam komórkę i piszę posta. Tłoczno i gwarno, żebracy żebrzą, ktoś gra na saksofonie jakieś “ala bałkańskie” kawałki, ktoś bębni, ktoś udaje pomnik i poruszy się za opłatą. Zbliża się koniec pobytu w Oslo, kierujemy się w stronę dworca. Po drodze zbaczamy na Akershus Castle. Potem już na dworzec z przerwą na 3ciego już “nice price hamburgera” tego dnia. Na dworcu przypinamy rowery do barierki i idziemy po bułki do Rimi. Potem kupujemy bilety na pociąg do Gardemonen (po 125 nok za osobę i rower, ale z Oslo passem). Gardemonen, czyli lotnisko nie jest tak blisko jak Okęcie, ale 50 km od Oslo. Moglibyśmy się tam jakoś dotelepać, ale ja nalegałem, żebyśmy jednak wzięli pociąg. Bałem się, że się gdzieś po drodze po ciemku pogubimy, spadnie deszcz i będzie stres, że nie zdążymy na samolot (a odprawa zaczyna się chyba o 5). Także teraz siedzę sobie z asią w ciepłym pociągu (tzw lokalnym NSB) i relaksuję się pisząc notkę. Może ją niedługo wyślę. Napisze tak dla potomnych o sposobach podróżowania z Oslo na lotnisko Gardemonen z rowerami. Niestety, nie wiem jak się tam dostać na kołach, z resztą poznani Norwegowie raczej to odradzali, a wierzymy im po tym, co widzieliśmy przy  wjeżdżaniu do Oslo. Tak więc można pojechać pociągiem i są 3 różne. Wszystkie odchodzą z głównej stacji w Oslo. Pociągi NSB są lokalne i regionalne. Bilet za dorosłego w 2009 to 102 korony. Rower jedzie za połowę dorosłego. Podobnie jest z NSB regionalnym, ale ten jedzie szybciej i ma inną stację końcową(regionalny do Lilehamer, a lokalny do Eidsvol). Druga opcja to Airport Express Train. Te jeżdzą bardzo szybko, bo tylko 20 min (lokalny ok 40). Bilet kosztuje 170 nok, nie ma zniżki z Oslo Passem. Jednak w expresie rowery są za darmo. Express jeździ co 20 minut, NSB co 1 lub 2h. Jest jeszcze Airport Express Bus, ale tam nie można wozić rowerów. No i to chyba tyle. Jedziemy właśnie lokalnym pociągiem no i po 1. Wagon jest piękny i nowy, i pachnący. Sunie cicho po szynach, nic nie jest zniszczone. U nas wszystko byłoby powyrywane! Jedzie bardzo szybko. Z Olso jedzie się 10 minut tunelem. Fascynujące. Ok jesteśmy na lotnisku i ja się pokładam na ławce. Musimy jeszcze wylać naftę uprzednio zrobiwszy sobie herbę i travellunch. Więc chyba koniec notki będzie. Buziaki. Trip 14.39, time 1:24, avg 10.17